piątek, 27 lipca 2007

Mirek

Smutno z powodu Mirka.
I żle, że byłam głupio przekonana o zasadzie pozytywności panującej na świecie.
"25 lipca w wieku 23 lat zmarł Mirosław Nahacz, młody polski prozaik i scenarzysta. Przez krytyków literatury uważany był za jednego z najzdolniejszych pisarzy najmłodszego pokolenia."
za polska.pl

Dzisiejsza debata, o tym dlaczego właściwie Mirek się zabił miała w przeciwieństwie do debat politycznych konkluzje i wnioski, a jeśli to za mocne stwierdzenie, to powiedzmy, że została podsumowana.

Mój wczesny zachwyt mądrością Mirka nie jest oczywiście niczym nad wyraz. Tylko jakoś nie pochyliłam się nad tym wszystkim i uznałam moje twierdzenia za pewnik. A tu nagle: śmierć - samobójstwo. Nasunęło to kolejne podejrzenia, zwyczajowe rzekłabym. Otóż kluczem do śmierci twórcy od jakiegoś czasu wydawała mi się nadwrażliwość, którą Vatra nazwała "wyostrzoną percepcją". Dla mnie to zbyt delikatne określenie.
Ową nadwrażliwością naznaczeni są przede wszystkim twórcy, bo oni właśnie rzeczywistość oddają, opisują, przekształcają, odtwarzają. Więc są na nią otwarci, czują ją, żyją nią, bo jest ona ich życiem bardziej niż czyimkolwiek. Teraz pojawia się pytanie, jak wielki ma ona wpływ na psychikę. Ja uważam, że duży. Ponieważ człowiek taki, zostaje osłabiony swoją wrażliwością. Z drugiej strony nie jestem w stanie powiedzieć, czy nie jest to jakiś potencjał przyrodzony. Czy słaba psychika zawsze prowadzi do tragicznych konsekwencji, czy głównie w połączeniu w ową nadwrażliwością? Czy wszyscy wrażliwi i słabi psychicznie kiedyś sfiksują, a część z nich odbierze sobie życie? Może szaleństwo przychodzi z innych powodów. Może Ci wielcy twórcy, o których myślałam jako o ofiarach nadwrażliwości, są po prostu słabymi psychicznie narkomanami?

Świat w uproszczeniu i bez ideowości zdaje mi się nieco ... marny.

Nie wiem. Wrócę do tego.

Brak komentarzy: